niedziela, 6 sierpnia 2017

Coś z niczego czyli DIY z recyclingu cz. I - samoprzylepna okleina meblowa

W każdej butelce, każdym słoiczku czy pudełeczku tkwi potencjał, który można wykorzystać do stworzenia rzeczy nowych, ładnych, użytecznych. Postanowiłam, że co jakiś czas będę umieszczać na moim blogu kilka pomysłów i propozycji na takie właśnie domowe coś z niczego.

Nawet nie wiecie, jaki potencjał może tkwić w prostych przedmiotach, których na co dzień każdy z nas odruchowo się pozbywa. Jaka szkoda! Spójrzcie na przykład na ceny ozdobnych pudełek do przechowywania, które możecie kupić w sieciówkach. Nie wspominając, że ich żywotność pozostawia wiele do życzenia... Czasem wystarczy trochę farby, tkanin, czy kawałek okleiny i już mamy nową szkatułkę, kubek, itp.

Dzisiaj przedstawię kilka moich "wyrobów", do których użyłam... okleiny meblowej samoprzylepnej. Tak, ten materiał ma znacznie więcej zastosowań niż renowacja mebli. Tak na prawdę w jego wykorzystaniu ograniczyć nas może chyba tylko wyobraźnia. Różnorodność faktur, kolorów, wzorów oraz łatwość zastosowania dają szereg możliwości.

O tym, jak ją wybierać napisałam obszernie w moim pierwszym poście. Znajdziecie tam też informacje, w jaki sposób nakładać ją na wybraną powierzchnię, więc żeby się nie powtarzać odsyłam Was to pierwszego postu w moim blogu Jak odnowić starą szafę okleiną meblową?

Muszę w tym miejscu podkreślić fakt, że tych kilka pomysłów, które zamieściłam poniżej nie wyczerpują tematu, dlatego za jakiś pewnie czas umieszczę na tym blogu kolejną część moich realizacji.

Zacznijmy więc podróż przez moją "galerię" ;-)

Podkładki pod szklanki

Na początek na pierwszy rzut oka drobiazg. Mały przedmiot, którego metamorfoza zajmie kilka minut. Podkładki pod szklanki ratują nasze meble przed zalaniem, uszkodzeniem i tymi nieestetycznymi okrągłymi śladami po naczyniach. Do ich wykonania użyłam starych podkładek, które mi się już znudziły i uznałam, że do nowego wnętrza nie pasują. Okleiłam je czarną okleiną imitującą skórę i taki jest efekt końcowy.

Pojemnik na długopisy

Aby wykonać ten wysoki pojemnik na długopisy, który w całości zasłania wszystkie drobiazgi, wykorzystałam opakowanie po herbatce dla niemowląt :-) . Okleiłam ją także okleiną imitującą skórę, ale tym razem w kolorze białym.

Muszę przyznać, że początkowo, gdy zamawiałam te dwie okleiny miałam wątpliwości, czy będzie się to dobrze prezentowało, ale ten materiał imitujący skórę jest na prawdę imponujący.






Świecznik

Tak...ten projekt już się u mnie pojawiał, więc tu tylko krótko o nim wspomnę. Szklana osłonka, okleina (tu również efekt skóry), trzy samoprzylepne kryształki i świecznik gotowy.




Pojemniki na przybory kosmetyczne

Po raz kolejny efekt czarnej skóry. Tym razem jeden pojemnik po herbatce dla niemowląt i dwa stare dozowniki do mydła (takie plastikowe "byle co" z popularnego taniego marketu typu "mydło i powidło"). Pojemnik po herbatce ma idealną średnicę, aby pomieścić waciki higieniczne. W pojemnikach natomiast umieściłam moje przybory do makijażu: pędzle w jednym a konturówki i tusze w drugim. Idealny element toaletki.


Ozdobne pudełka

Zawsze znajdzie się kilka drobiazgów, które trzeba gdzieś umieścić. Gotowe pudełka, które można dostać w sklepie są jednak znacznie droższe niż te, które można zrobić w domu. Wystarczy wykorzystać pudełka na buty, kartony, różne opakowania. Oklejone okleiną stanowią nie tylko praktyczny ale i estetyczny element dekoracyjny.

Od kilku lat mam na prawdę "świra" na punkcie wykorzystywania każdego pudełka. A ponieważ w domu zawsze mam zapas jakiejś okleiny (taki kolejny świr...), to co chwilę powstają nowe pudła. I tak ich ilość rośnie... Ale dzięki temu nie walają się już po domu różne drobiazgi. I tak mam pudło na lakiery do paznokci, śrubki, wkręty itp, ściereczki, notesiki, guziki, nici, koraliki, pudła na zabawki dla dziecka, na przybory do pielęgnacji butów, na...oj mogłabym długo wymieniać.

Dodam jeszcze, że te pudełka są bardziej trwałe niż kartonowe pudła ze sklepu. Tamte są zwykle cienkie, malowane. A tu wykorzystujemy opakowania, które z założenia są masywniejsze i bardziej porządnie wykonane. Dodatkową warstwę wzmacniającą stanowi sama okleina, która też sprawia, że opakowanie jest wodoodporne.Można je więc spokojnie czyścić bez strachu, że się rozpłynie.

Pojemniki na chusteczki

Wiem, że tego typu propozycje sklepowe są znacznie droższe i w moim przypadku ciężko mi było znaleźć takie, które pasowałyby mi do ogólnego wystroju.
Na zdjęciu obok dwie propozycje: czarny pojemnik na zwykłe chusteczki higieniczne oraz biały na nawilżające chusteczki do pielęgnacji pupci niemowląt. W pierwszym dodatkowo otwierany jest spód, dzięki czemu można uzupełniać wkład. W drugim - otwierany jest bok. Obie opcje zamocowałam na samoprzylepne rzepy. Dodatkowo w pierwszym przypadku usztywniłam wszystkie boki oraz górę i spód - z kartonu wycięłam dopasowane fragmenty i przykleiłam je przed oklejeniem. Czarny pojemnik zrobiłam już prawie rok temu i trzyma się bez zarzutu (a przetrwał już przeprowadzkę).





poniedziałek, 3 lipca 2017

Nowe życie starych mebli - krzesła

Kiedy wprowadziliśmy się do nowego domu, ilość mebli, którą posiadaliśmy okazała się, delikatnie mówiąc, niewielka. Brakowało nam na przykład stołu i krzeseł z prawdziwego zdarzenia. Przyczyn takiego niedoboru było kilka: niewielki nadmiar pustego miejsca w naszych kieszeniach, niedobór czasu, kompletna szmira w sklepach. 
Taki zestaw dostaliśmy jednak w prezencie od babci męża. Są to już wiekowe meble, z licznymi oznakami zużycia. Ale mimo wielu lat użytkowania są w bardzo dobrym stanie i posłużą jeszcze kawał czasu. Jednak ich stary wygląd - kolor, tapicerka - nie komponowały się z naszym projektem wystroju wnętrz. Postanowiłam więc: odnowimy je! A że taka usługa sporo kosztuje, zdecydowałam się na samodzielne majsterkowanie. 
Oto jedno z krzeseł przed renowacją. Pokochałam jego formę od pierwszego spojrzenia.

Praca oczywiście rozpoczęła się odkręcenia po kolei wszystkich śrubek, które mocowały siedzisko i oparcie. Następnie oczyściłam papierem ściernym całą powierzchnię krzesła. Zwróćcie uwagę na grubość papieru, który wybieracie. Na arkuszach są oznaczenia numeryczne. Im wyższy numer, tym papier jest drobniejszy. Np 60, 80 to bardzo gruby papier, 120 - średni, 220 - gładki. Ja wybrałam ten średni. Gruby zostawia zbyt głębokie rysy, gładki nie radził sobie z oczyszczeniem (ten z resztą służy raczej do polerowania). 

Do malowania użyłam farby alkidowej, którą nakładałam wałkiem gąbkowym. Zrezygnowałam z tradycyjnego pędzla, ponieważ nie chciałam śladów po włosiu. Ale to oczywiście zależy od indywidualnych upodobań i oczywiście od rodzaju mebla, koloru farby, gustu :) .

Ponieważ mebla mają spokojnie ponad trzydzieści lat, poza zmianą tapicerki postanowiłam także wymienić gąbkę tapicerską. Można ją dostać np. w sklepach internetowych. Przy jej wyborze należy się kierować kilkoma parametrami. Po pierwsze są różne jej rodzaje w zależności od grubości. 
Pianki o grubości T14, T18, T21 są to pianki o niskiej gęstości, stosowane głównie na podłokietniki, zagłówki, NIE nadają się na siedziska. T25 to pianka średniej gęstości, uniwersalna, nadaje się na siedziska. T30 jest wykorzystywana na siedziska, zwłaszcza foteli, materace. T35 i T40 to twarde pianki, specjalistyczne, stosowane w materacach, jako wypełnienie do łóżek i kanap. Użyłam tej o gęstości T25. Kolejny parametr to grubość pianki. Musimy wziąć pod uwagę nie tylko wygląd mebla, ale także użytkowanie. Nie warto połasić się na niższą cenę, oszczędzając na centymetrze grubości, jeżeli ostatecznie nie będzie to tak wygodne siedzisko, jak powinno. Ponadto podczas naciągania obicia możemy odrobinę "stracić" tej grubości. 

Z oryginalnego siedziska i oparcia zostały tylko drewniane elementy. Do drewna przytwierdziłam gąbkę używając kleju na gorąco - dzięki temu zabiegowi pianka nie przesuwała się podczas naciągania tapicerki i jest stabilna w trakcie użytkowania. 

W sklepie internetowym kupiłam ekoskórę tapicerską. Wybrałam taką średniej grubości - tak na prawdę czas pokaże, czy dobrze zrobiłam :). Przymocowałam ją zszywaczem tapicerskim, a po wyschnięciu drewna przykręciłam do stelaża. 

Efekt jest o taki:


Czy się komuś podoba, czy nie to oczywiście rzecz gustu. Ale chyba nikt nie zaprzeczy, że odnowienie takiego mebla nie jest zbyt trudne i do tego wychodzi dużo taniej. Koszt dla 6 krzeseł przedstawia się mniej więcej tak:
- pianka tapicerska - ok 70zł
- ekoskóra - ok 80zł
- farba - 20zł
- drobne sprzęty, jak papier ścierny, wałek, wkręty, zszywki - do 30 zł
Całkowity koszt to około 200zł, czyli jakieś 33zł za krzesło. 

Miłej zabawy!

piątek, 23 czerwca 2017

Coś zupełnie z innej beczki (Imam z Poznania)



Wiem, że do mojego bloga to ni przypiął ni przyłatał, ale mnie osobiście na tyle przeraził ten film, że postanowiłam go, ku przestrodze, udostępnić gdzie się da. Najwyżej mi bloga zablokują...

sobota, 17 czerwca 2017

Ja robot

Jakiś czas temu podczas rozmowy z innymi młodymi matkami pojawił się temat pomocników domowych wyższej generacji od męża - czyli robotów ;-). Obiecałam im, że wkrótce rozpocznę cykl o tej tematyce na moim blogu, zatem stworzyłam ten pierwszy wpis.

Poświęcę go na zachwalenie pod niebiosa sztucznej inteligencji, która pomaga w utrzymaniu czystości - robot sprzątający amerykańskiej marki, która produkuje przede wszystkim roboty dla amerykańskiej armii (z uwagi na to, że nie chcę być posądzona o reklamowanie konkretnej marki z nazwy, posługiwać się będę takimi skojarzeniowymi rebusami ;-) ).

Ten okrągły przyjaciel rodziny pojawił się w naszym domu w dniu, w którym stwierdziłam absolutny brak współpracy ze strony standardowego odkurzacza - wziął się złośliwiec i popsuł bezczelnie pewnego pięknego wtorkowego poranka... Chciał nie chciał w domu musiał pojawić się nowy odkurzacz.

Spojrzałam na salon, na korytarz, rozejrzałam się po całym domu i wpadła mi do głowy pewna myśl: o nie...oo niee...OOO NIE.... Drugi raz się w taki układ wrobić nie dam! Codzienne latanie na odkurzaczu po domu (który nam wyszedł troszeńkę większy niż przypuszczaliśmy ;) ) zajmuje mi co najmniej pół godziny...ooo nie...Chwyciłam więc do ręki telefon, jako że mąż akurat w pracy przebywał, i napisałam mojemu lubemu: "Kochanie, czas na nowego członka rodziny". Ku mojemu zdumieniu kiedy mąż oddzwonił okazało się iż w pełni aprobuje moje szaleństwo (w tym zakresie rzecz jasna ;) ) I tak pojechaliśmy całą rodziną (tak, moja córeczka też była wybierać robocika), aby wejść w kwestii sprzątania w XXI wiek.

Wcześniej oczywiście przesiedziałam troszeczkę przed komputerem, dokształcając się w zakresie dostępnych modeli. I od razu zaznaczę, że nie zdecydowałam się na najnowszą rodzinę 900, tylko ciut starszą 800. Powodów było kilka. Oczywiście cena zagrała tu dużą rolę, ale głównie stojąc w kontekście dostępnych opcji. Stwierdziłam na przykład, że nie potrzebna mi możliwość sterowania robotem z telefonu.

A teraz do rzeczy - czyli jak robot zasługuje na moje uwielbienie.

Po pierwsze jest skuteczny. Wbrew powszechnym obawom doskonale sobie radzi z rogami, z przeszkodami, obszarem przy ścianach. Dzięki obrotowej szczotce jest w stanie posprzątać w tych miejscach. Kolejny atut to powtarzanie - robot kilkukrotnie sprząta te same miejsca, dzięki czemu wychodzi to dokładniej. Muszę także przyznać, że dzięki  kilku technologiom (o których może nie będę tu pisać, bo możecie poczytać o nich po prostu na stronie producenta - w języku polskim jak najbardziej), robot ma na prawdę zadowalającą siłę. Przyznam, że mój poprzedni odkurzacz nie wciągał paproszków tak skutecznie (a nie był to najtańszy odkurzacz, tylko Ph... i to raptem trzyletni). Swoją drogą wycieraczka nigdy nie była tak czysta. Byłam na prawdę pod wrażeniem. 

Kolejne cechy sprzętu przyprawiają o zdumienie nawet, jeśli się o nich dziesiątki razy czytało. I to wszystko dzięki nafaszerowaniu robota w ogromną ilość czujniczków. Pierwsza rzecz to możliwość programowania pracy na kolejne dni. O tej opcji napiszę za jakiś czas. Póki co siedzę z malutką córeczką w domu, więc nawet nie mam okazji sprawdzić, jak to działa na dłuższą metę. Po takich wstępnych próbach wydaje się to jednak na prawdę obiecujące. Hitem dla mnie jest natomiast możliwość ustawienia wirtualnej latarni. I to jednak muszę kilka słów o technologii powiedzieć. Zrobię to tak bardzo łopatologicznie. Starsze modele robocika miały opcję wirtualnej ściany. Jest to maleńkie urządzenie, emitujące sygnał, który przez robot postrzegany jest jako ściana - czyli tam nie wjedzie. Wirtualna latarnia, która występuje w nieco nowszych modelach, ma natomiast dwie opcje. Pierwsza to opcja wirtualnej ściany, druga natomiast to wirtualna latarnia, która jest dla robota sygnałem, że po zakończeniu pracy w jednym miejscu, może pokonać latarnię i zacząć pracę w kolejnym. Wytłumaczę to najlepiej na rysunkach poniżej.
wirtualna ściana - robot nie przekracza wyznaczonej przez latarnię (szary punkt) linii 
wirtualna latarnia - robot nie przekracza linii dopóki nie skończy pracy na wyznaczonym obszarze, następnie jedzie do kolejnego rejonu
W zestawie do robota dołączona jest jedna ściana/latarnia, ale można dokupić te urządzenia, aby rozszerzyć możliwość samosterowania robota (cena nie jest wygórowana - około 150zł). Producent jednak zaleca używanie nie więcej niż dwóch urządzeń tego typu.

Robot wraca do stacji dokującej kiedy skończy pracę, kiedy wymaga naładowania akumulatora lub kiedy my o tym zdecydujemy, naciskając przycisk DOCK. Oczywiście musi mieć wówczas dostęp do stacji dokującej (czyli nie możemy mu go zablokować np. latarnią). Jeśli robot skończy pracę w miejscu, skąd nie ma dostępu do stacji dokującej po prostu wyłączy się. Zawsze po zakończeniu pracy robocik śpiewająco nam się o tym pochwali :). Uwielbiam tą melodyjkę...

Robot ma funkcję czujnika zabrudzenia. Oznacza to, że kiedy wykryje większe zabrudzenie danego obszaru zaczyna jeździć w przód i w tył i po skosie, aby dokładniej w ten sposób wyczyścić dane miejsce, po czym powraca do wcześniejszego algorytmu. A jeżeli już o algorytmach pracy mowa, to warto wspomnieć, że i w tej kwestii firma zrobiła kawał dobrej roboty. Mimo, że nasz milusiński jeździ pozornie chaotycznie, to jest mądrzejszy niż się zdaje. Na początku pracy faktycznie jeździ albo w kółko aż do najbliższej przeszkody albo prosto od ściany do ściany, jak po imprezie ;). Ale jest to po prostu rozpoznanie terenu, na którym ma pracować. Następne kroki też z początku budzą wątpliwości, ale jak się dłużej przyjrzymy pracy urządzenia, to dostrzegamy w nim logikę. Tylko nie wolno mu przeszkadzać, ale o tym za chwilę.

Jest jeszcze jedna fajna funkcja robota (nie ostatnia, ale wierzcie mi, że nie dam rady w tym jednym poście o wszystkim napisać). Funkcja SPOT, czyli sprzątania w miejscu. Zastosowanie funkcja ta znajduje w przypadku zabrudzenia niewielkiej powierzchni - ot na przykład rozsypała mi się kawa. Wówczas po naciśnięciu guziczka SPOT robot zaczyna sprzątać poruszając się spiralnym ruchem na obszarze o średnicy jednego metra.

Wiele osób obawia się, jak robot radzi sobie z różnicą poziomów w mieszkaniu, np ze schodami. I tu uspokoję wszystkich niedowiarków. Robot jest wyposażony w kilka czujników wysokości, rozmieszczonych na całym obwodzie urządzenia. Dzięki temu nie musimy się obawiać, że nam nieboraczek jeden spadnie na łeb na szyję ze schodów. Choć powiem Wam, że mimo iż o tym wiem, to jak widzę, że dojeżdża do stopni to do tej pory patrzę na to z lekkim, podświadomym niepokojem :).

Do tej pory ten post wygląda jak czysta reklama prosto z salonu ze sprzętem elektronicznym. A nie do końca mi o to chodzi, więc przejdę szybciutko do kolejnej części. Opowiem Wam teraz to, czego nauczyłam się przez tych kilka miesięcy. Są to wskazówki, jak używać robota, żeby jego praca była jak najbardziej efektywna, jak o niego dbać i jak go chronić.

Podstawowa zasada w używaniu tego sprzętu brzmi; on pracuje za Ciebie,  a ja jeszcze dodaję i nie przeszkadzaj mu w tym. Pamiętajmy, że to jest jednak tylko robot. Wyposażony w doskonałe algorytmy, ale jednak robot. Zapamiętuje przeszkody, granice pomieszczenia, rozkład itd. i na tej podstawie pracuje. Jeżeli w trakcie jego pracy często będziemy zmieniać ustawienia mebli, będziemy mu zasłaniać przejazd, zmieniać celowo kierunek jazdy, bo "o tu jeszcze paproszka właśnie minąłeś", to on po prostu zgłupieje i nie wysprząta jak powinien. Także dajmy mu spokojnie pracować i nie starajmy się pomagać :).

Jeżeli, tak ja ja, jesteście szczęśliwymi posiadaczami mieszkania z dużą wolną przestrzenią, to na początku może Was zaniepokoić wyskakująca co jakiś czas usterka, która, dość niefortunnie - trzeba przyznać, łączy dwa zdarzenia: albo zablokowano koła boczne, które wówczas należy wyczyścić, albo brak przeszkód na drodze. Robot po prostu staje w miejscu, wyłącza się, a po chwili rozlega się komenda usterki. Początkowo dokładnie sprawdzałam koła, stresowałam się, że może coś je uszkodziło. Okazywało się jednak, że chodziło po prostu o brak przeszkody. Jeśli robot przez kilka metrów nie napotka przeszkody, to po prostu traci orientację. Dlatego na środku salonu zawsze coś ustawiam, żeby miał punkt orientacyjny.

W ogóle w razie jakiejkolwiek usterki robot sam o tym powie i poradzi co zrobić, aby się tej usterki pozbyć. Nie chodzi mi tu o takie usterki techniczne, bo tych akurat jeszcze, odpukać, nie było, ale głównie o usterki związanie właśnie z użytkowaniem robota. To ogromny plus, kiedy sam mówi co mu jest i nie trzeba wertować instrukcji albo internetu w poszukiwaniu odpowiedzi na to, co naszemu milusińskiemu dolega :) .

Trzeba też pamiętać, że przed jego uruchomieniem należy usunąć z podłogi wszelkie przedmioty, które mógłby wciągnąć, które mogłyby się wkręcić w rolki. Wiem, że to śmiesznie wygląda, jak robot ciągnie za sobą buty za sznurówki (wiem z doświadczenia - przypadkowo), ale lepiej mu takich doznań nie serwować. Uważajmy też, aby nie było nigdzie rozlanej wody i innych płynów.

Kilka pierwszych dni to dla każdego czas na indywidualne nauczenie się, na jakie części podzielić obszar sprzątania, aby efekt był najlepszy. Im więcej pokoi na raz ma do ogarnięcia, tym gorzej mu to wyjdzie i mniej efektywnie. Lepiej na raz mniej, np. najpierw salon z kuchnią i jadalnią, później pokoje kolejno jeden po drugim. Ustawiając latarnię (latarnię a nie ścianę) pamiętajcie, że w tym trybie w każdej części pracuje około 20-25 minut. Nie zawsze tyle wystarczy. U mnie na przykład spokojnie mogę ten tryb zastosować do pokoi, ale jak już mam go puścić na salon i kuchnię (są połączone) to nie jestem w stu procentach zadowolona z tak krótkiej pracy.

Jeżeli chodzi o kwestie radzenia sobie z dywanami i wykładzinami, to tutaj sprawa wygląda następująco. Generalnie robot jest w stanie pokonać przeszkodę o wysokości maksymalnie 2 cm. Jednak jeżeli macie mocno włochate dywany to lepiej sobie odpuścić i sprzątanie przy jego pomocy. W przypadku niższych dywanów o krótszym włosiu i wykładzin jest całkiem skuteczny - pisałam z resztą o wycieraczce, której faktyczny intensywny kolor ujrzałam po odkurzaniu :)

Czyszczenie i konserwacja - tu na prawdę kłania się instrukcja obsługi. Tam wszystko jest wyjaśnione. Pamiętajcie, że to sprzęt amerykański, zatem oznaczenia jak dla głąba (bez urazy). Części, które należy oczyścić przed każdym użyciem są oznaczone kolorem żółtym. Pamiętajcie o każdorazowym opróżnieniu zbiornika na paproszki i filtrze oraz usunięciu z rolek włosów i regularnym oczyszczaniu przedniego kółka - brzmi pracochłonnie ale na prawdę zajmuje kilka chwil, a po przerobieniu tych czynności kilkukrotnie wejdzie wręcz w nawyk. A...no i przecieranie czujników co jakiś czas. Generalnie zapoznanie się z instrukcją urządzenia, w konserwacji i czyszczenia zwłaszcza jest w przypadku tego sprzętu niezbędne.

Pierwszych kilka cykli pracy jest też dobrą okazją, żeby zaobserwować, czy nie ma miejsc, w których robot się blokuje - u nas np. są to krzesła, pod które wjeżdża i nie może wyjechać oraz sporadycznie schody. Dobrze wcześniej zapobiec temu usuwając takie przeszkody, lub odpowiednio je zabezpieczając.

Uff...rozpisałam się w tym poście...ale to tylko świadczy o tym, jak bardzo jestem pod wrażeniem amerykańskiej myśli technicznej - oczywiście w tym przypadku ;P.
Jednym słowem: POLECAM!!!

środa, 17 maja 2017

Jak prać? - kilka słów o metkach i zasadach bezpiecznego czyszczenia tkanin

Poprzednio umieściłam post o tym, w jaki sposób ułatwić sobie prasowanie i w trakcie tworzenia go stwierdziłam, że warto byłoby napisać kilka słów o tym, w jaki sposób czytać metki na ubraniach i jakich zasad się trzymać, aby nie zniszczyć ubrań, a jednak skutecznie je wyprać.

Zacznijmy od tego, że metki przy ubraniach mają swój cel. Warto je zachować. Oczywiście wiele ubrań, zwłaszcza zakupionych w tzw. "sieciówkach", mają kilometrowe metki lub, jeszcze lepiej, kilka metek wszytych na raz. Często we wszystkich językach świata, z robaczkami i krzaczkami na czele, ale nie po polsku...;) Zatrzymajmy jednak takie metki. Oznaczenia graficzne są bowiem uniwersalne. Jeżeli uwierają Was podczas noszenia ubrania, możecie je odciąć, ale warto podpisać od jakiego ubrania pochodzą i zachować w pudełku, aby nie mieć później wątpliwości co do zaleceń prania. Części znaczenia tych symboli możemy się domyślić - są intuicyjne, ale niektóre pozostają dość tajemnicze.

Poniżej pokrótce wyjaśnię te dziwne symbole na metkach. Oto podstawowe grupy oznaczeń:

Pranie

Prasowanie

Pranie chemiczne

Wybielanie

Suszenie


Do podstawowych symboli są następnie dodawane poszczególne oznaczenia, dotyczące zaleceń.


Zacznijmy od prania. Wyjaśnię zatem wszystkie symbole miski.

Podstawowy - miska z wodą. Oznacza on, że dane ubranie nadaje się do prania w wodzie.
Cyfry na symbolu miski oznaczają maksymalną temperaturę prania - 30, 40, 50, 60, 90 st.
Kreska pod miską oznacza pranie delikatne, z ograniczoną ilością obrotów.

Znaczek miski z dłonią oznacza wyłączne pranie ręczne.

Przekreślony symbol miski oznacza, iż danej rzeczy nie należy prać (w wodzie - wyjaśnienie poniżej).




Kolejna grupa oznaczeń dotyczy prasowania. Możemy spotkać na symbolu żelazka kropki - od jednej do trzech. Oznaczają one, w jakiej maksymalnej temperaturze można prasować dany materiał.

Jedna kropka - 100-110 stopni, zwykle materiały sztuczne - np. nylon;

dwie kropki - 150, w takiej temperaturze prasujemy poliester, wełnę;

trzy - 200; len i bawełna. Zazwyczaj na żelazku mamy takie samo oznaczenie - czyli ilość kropek bądź oznaczenie cyframi poziomu temperatury.

Przekreślony symbol żelazka - nie wolno prasować.





Suszenie jest oznaczone kwadratem. A oto warianty tego symbolu:


Suszyć w pozycji poziomej.

Suszyć w pozycji pionowej.

Suszyć rozwieszone

Można suszyć w suszarce bębnowej.


Nie suszyć w suszarce bębnowej.

Suszyć w suszarce bębnowej na zredukowanych obrotach.

Suszyć w suszarce bębnowej na normalnych obrotach.




Poniżej zalecenia odnośnie wybielania.


Można wybielać w wybielaczach chlorowych. Opcjonalnie w tym zaleceniu mogą być umieszczone w znaczku trójkąta literki Cl


Można wybielać wyłącznie w wybielaczach niechlorowych.



Nie wybielać. Nie chlorować.




Na koniec zalecenia dotyczące prania chemicznego.


Czyścić chemicznie.

Nie czyścić chemicznie.


Nie suszyć chemicznie.

Czyścić chemicznie w rozpuszczalnikach organicznych.


Czyścić tylko w wodzie bez substancji chemicznych.


Czyścić w benzynie.





Mam nadzieję, że teraz te tajemnicze hieroglify na metkach Waszych ubrań będą bardziej przydatne. Miłego prania ;)

wtorek, 9 maja 2017

Jak ja nie lubię prasowania...!

Kto się podpisze pod tym stwierdzeniem? Hmmm...czyżby las rąk? :) Cóż...nie jest to moje ulubione zajęcie domowe: nudne, monotonne... Parafrazując popularne przysłowie stwierdzę, że lenistwo jest matką wynalazku i w tym przypadku faktycznie znalazłam kilka przydatnych trików, które ułatwiają tę uciążliwą czynność. Ważne jest to, aby o prasowaniu myśleć już w chwili, kiedy kończy się pranie.


A oto i moje radosne przemyślenia na ten temat:

1. Pranie od razu wyciągaj z pralki  - mokre tkaniny rozprostowują się pod własnym ciężarem. Nie sposób tu nie wspomnieć choćby o wieszaniu firanek i zasłonek na mokro - ta zasada oszczędzi nam mozolnego prasowania kilometrów tkaniny...

2. Rozwieszając pranie pamiętaj, aby dokładnie każdą rzecz rozprostować - wyeliminuje to dodatkowe zagniecenia. Niektóre rzeczy, np. ręczniki czy pieluszki można rozwiesić tak, aby od razu "wygenerować" pożądane zagięcie.

3. Ubrania warto też rozwieszać w pewnym logicznym porządku. Tak...również w porządku kolorystycznym...i tu uspokajam - chodzi o to aby jasne tkaniny nie miały podczas suszenia kontakty z intensywnie kolorowymi tkaninami, które mogą po prostu je zafarbować. Ale ponieważ jest to post o prasowaniu, to kolorystyka ma tu oczywiście mniejsze znaczenie. Porządek, o którym mówię, tyczy się tego, aby między ubraniami zachowywać w miarę możliwości odpowiednią odległość, która zapewni swobodny przepływ powietrza, nie będzie wymuszała "marszczenia się tkanin", a w przypadku pionowych suszarek (takich, w których rzeczy wiszą np. na trzech poziomach), aby ubrania z górnych sznurków "kończyły się" przed kolejnymi.

4. Koszule, bluzki, bluzy, t-shirty, sukienki, marynarki itp. susz na wieszakach - część z nich nawet NIE WYMAGA PÓŹNIEJ PRASOWANIA !!! Ja wykorzystuję w tym celu metalowe wieszaki z pralni (z wyjątkiem niektórych ubrań suszonych na szerokich wieszakach).

5. Spodnie, zwłaszcza dżinsy przed powieszeniem należy dokładnie wyprostować wzdłuż szwów, kantów - część z nich nawet bez prasowania prezentuje się całkiem zgrabnie. To samo dotyczy spódniczek itp. Przypomnę, że nie tylko ciągłe pranie ubrań ale także prasowanie, które odbywa się w dość wysokich temperaturach, jest dla tkaniny pewnym obciążeniem.

6. Czytaj metki - zawarte na nich informacje zarówno co do sposobu prania, jak i prasowania są na prawdę przydatne. Nie musimy wszystkiego prasować na najniższej temperaturze żelazka, bojąc się przypalenia ubrań. Nie możemy też wszystkich ubrań prasować na "trzech kropkach". Oczywiście będą też takie ubrania, które należy prasować przez bawełnianą serwetkę (może być np. poszewka na poduszkę).

7. Zdejmując pranie z suszarki zadbaj o to, żeby w oczekiwaniu na swoją kolejkę do żelazka nie pogniotło się... Co z tego, że po suszeniu na wieszaku bluzka wymagałaby jedynie lekkiego przeprasowania przodu, skoro rzucona byle jak pod stertę innych ubrań otrzyma kilka nadprogramowych falbanek...

8. Przed przystąpieniem do prasowania posortuj pranie pod względem temperatury. Zacznij wtedy od najniższej i stopniowo zwiększaj temperaturę żelazka. Kiedy sięgasz po każdą kolejną rzecz i musisz co chwilę zmieniać ustawienia temperatury, to nie dość, że nie masz pewności, czy prasujesz w odpowiedniej, to jeszcze zwiększasz ryzyko uszkodzenia żelazka.

9. Magiczna moc folii aluminiowej - z początku troszkę sceptycznie podeszłam do tego pomysłu, ale jak się okazało to na prawdę pomaga w prasowaniu. Płat folii aluminiowej podkładamy pod materiał deski do prasowania (na gąbkę). Ciepło żelazka "odbija się" od folii aluminiowej i efekt jest taki, jakbyśmy prasowali tkaninę z obu stron. Wiele rzeczy dzięki tej metodzie mogę prasować tylko z jednej strony, a więc o połowę roboty mniej. Tylko folię trzeba wymieniać co jakiś czas, gdyż się po prostu rozpada (jak często, to oczywiście zależy od grubości folii i temperatury prasowania).

10. Prasowanie na mokro lub z parą - wilgotne ubrania znacznie łatwiej poddają się prasowaniu niż suche tkaniny. Oczywiście nie będę polecać prasowania tuż po wyjęciu z pralki, bo tą opcję można wykorzystać tylko awaryjnie (np. za godzinę wychodzę na imprezę, a bluzka dopiero się wyprała). Jednak w trakcie prasowania możemy zwilżać tkaninę bądź używając opcji prasowania z parą bądź używając tzw. mgiełki z wody. Dostępne są nawet w wielu sklepach mgiełki zapachowe do prasowania. Zamiast jednak wydawać krocie na takie specyfiki, możemy w domy wykonać takie zapachy. Przepis jest bardzo prosty:

Zapachowa mgiełka do prasowania:
- woda
- płyn do płukania tkanin
To butelki wypełnionej wodą (najlepiej przefiltrowaną, przegotowaną - z uwagi na osad mineralny, czyli tzw. "kamień") dodajemy niewielką ilość płynu do płukania tkanin o ulubionym zapachu. Umieszczamy w pojemniku z rozpylaczem. W trakcie prasowania używamy do niewielkiego zwilżenia tkaniny.

11. Zadbaj o to, aby już wyprasowane, złożone ubrania nie pogniotły się w szafie. Nie ma chyba nic bardziej denerwującego niż wykonywanie dwukrotnie tej samej pracy bez potrzeby. I tu się przede wszystkim kłania utrzymywanie porządku w garderobie. Warto się również pokusić o odpowiednie posegregowanie odzieży, aby rano podczas ubierania się w pośpiechu z łatwością można było znaleźć odpowiednie elementy stroju.

To by było na tyle w kwestii prasowania. Życzę Wam "prostej" pracy ;)

wtorek, 4 kwietnia 2017

Upss...znowu złapałam oczko w rajstopach! - jak tego uniknąć?

Muszę przyznać, że należę do tych kobiet, u których rajstopy były przez pewien czas wyłącznie jednorazowe - o ile dobrze poszło ;). Od pewnego czasu zaczęłam stosować kilka zasad, dzięki którym udaje mi się założyć rajstopy i pończochy więcej niż jeden raz. Poniżej kilka takich trików, które sama sprawdziłam.

1. Zadbane stopy - jest to sprawa oczywista - niewygładzone paznokcie lub szorstka skóra spowodują zaciągnięcie rajstopy i w efekcie "oczko". Poza tym lepiej zakładać rajstopy po użyciu balsamu do stóp.

2. Zadbane dłonie - także długie szpony, niewyszlifowane paznokcie, odpryśnięty lakier spowodują podczas zakładania rajstop ich zaciągnięcie, co może skutkować tym, że pończoszki nawet nie doczekają się pierwszego założenia :).

3. Zdejmij biżuterię - podczas zakładania rajstop pierścionki i bransoletki stanowią poważne zagrożenie "oczkami.

4. Buty - wśród moich szpilek znajdzie się kilka, w których szczególnie łatwo o "oczka". Oczywiście staram się zawsze wyłapać te mankamenty. NIE WYRZUCAMY TAKICH SZPILEK!!! BOŻE BROŃ!!! ;) Zwykle wystarczy usunięcie np, wystającej nitki z obszycia, włożenie wkładek lub zabezpieczenie wnętrza buta np. żelowymi wkładkami, dobranymi do miejsca, w którym but obciera stopę. Pamiętajcie, że jeśli podczas noszenia butów łatwo się robią "oczka" w pończoszkach, to również jest to miejsce, w którym mogą się na naszych stopach tworzyć odciski. Obecnie można dostać ochronne wkładki żelowe dopasowane do każdego miejsca w bucie, które jest niedopasowane. Istnieje także wiele innych sposobów, jak rozbijanie zapiętki buta, obsypywanie wnętrza buta talkiem/zasypką dla niemowląt (również zapobiegnie to przykrym zapachom).

5. Zamrażarka - z początku wydawał mi się ten pomysł troszkę dziwny i nie dowierzałam, że to może zadziałać, ale faktycznie trzymanie nowych pończoch w zamrażarce min. kilka godzin przed założeniem poprawia wytrzymałość rajstop.

6. Lakier do włosów - po założeniu rajstop należy je utrwalić lakierem do włosów. To na prawdę działa! Nie musi to być najdroższy lakier - absolutnie wystarczy najtańszy, jaki znajdziecie (o ile oczywiście Was nie uczula) DZIAŁA!!!

7. Odpowiednie pranie i suszenie - nigdy nie pierzemy delikatnych rajstop i pończoch w pralce, nawet w specjalnych workach do prania bielizny. Po prostu zaciągają się i większe jest ryzyko ich uszkodzenia. Dużo czasu poświęcam na rozwieszanie mokrych rajstop - każdą parę i każdą pończochę rozwieszam dokładnie, wygładzając zgodnie z linią szwu na palcach, tak aby przyjęły formę, w jakiej są oryginalnie zapakowane (na płasko). Po wyschnięciu dużo łatwiej złożyć je np. w rulonik i schować do szafki. Pamiętajcie, że prawidłowe ich przechowywanie również zapobiega ich uszkodzeniu.

8. Lakier do paznokci - cóż...czasem niestety nawet najlepsze sposoby zawodzą i "oczko" pojawi się w pończoszkach. Co zrobić, jeśli jak to zwykle bywa przydarzy się, to w najmniej odpowiednim momencie, kiedy nie mamy możliwości zmiany rajstop? Tu sposób akurat dość popularny - lakier do paznokci. Choć swoją drogą wolę w tym celu odżywkę...mocniejsza i bezbarwna :) .

Odkąd zaczęłam sama stosować się do tych reguł, mogę śmiało powiedzieć, że wydłużyła się przydatność moich rajstop do użytku. Mam nadzieję, że i Wam przydadzą się te porady.

niedziela, 2 kwietnia 2017

Moje triki kuchenne – część I - organizacja

Niektórzy mówią, że mam obsesję na punkcie organizacji w kuchni i podczas gotowania. Myślę, że…mają w pełni rację! J Jednak dla mnie to raczej komplement i mobilizacja do utrzymania porządku. Tak jest mi łatwiej… Kiedy wszystko w kuchni ma swoje miejsce, jest pod ręką, logicznie rozmieszczone w kuchni tak, że odruchowo sięgam po to, czego potrzebuję i w dodatku wiem, że jest czyste i w pełni bezpieczne, to aż chce się gotować! A co! Podzielę się z Wami kilkoma moimi trikami w kuchni.

Ponieważ ilość pomysłów na jeden raz byłaby za duża, podzielę ten artykuł na kilka części (nie koniecznie będą umieszczane jedna po drugiej, więc wykażcie troszkę cierpliwości do inwencji twórczej autorki J). Dzisiaj pod lupę wezmę organizację pracy w kuchni.

Najważniejsze jest przemyślane podzielenie kuchni na strefy pracy z zachowaniem ciągu logicznego. Co to znaczy? Otóż wierzcie mi, że każdą, nawet najmniejszą kuchnię czy aneks kuchenny można zorganizować w sposób logiczny, aby poszczególne etapy pracy następowały w kolejnych strefach. Powiem więcej, im mniejsza kuchnia tym ta organizacja jest ważniejsza!
Poszczególne etapy pracy przy gotowaniu zawsze mają swój pewny ciąg. Najpierw wyciągamy produkty z lodówki, szafki lub spiżarni, następnie obieramy/otwieramy je, myjemy, kroimy, doprawiamy, wrzucamy do garnka i gotujemy/pieczemy, a na końcu wykładamy na talerze i na stół. Każda czynność powinna mieć swoje miejsce i powinniśmy przemieszczać się po kuchni najlepiej w linii prostej. Mało wygodne jest bieganie ze świeżo obraną marchewką do przeciwległego końca kuchni, aby ją umyć, a następnie w trzeci kąt, żeby ugotować. No i jeszcze zapomnieliśmy nalać wody do garnka, więc z powrotem w kąt numer dwa! ;) Pozostaje jeszcze kwestia naczyń. Te także muszą znajdować się w łatwo dostępnym miejscu. Oczywiście te, które są używane najczęściej muszą znajdować się z brzegu szaf. Zatem logiczny ciąg zachowujemy tak w zagospodarowaniu blatów, jak i szafek kuchennych.

Kolejną ważną cechą idealnej kuchni jest utrzymywanie wszystkiego w regularnym porządku. Nie mam na myśli tylko odkładania na miejsce używanych przedmiotów. Aby w kuchni panował ład, warto używać pojemników, koszy, i etykiet. Dzięki temu szybko znajdziemy potrzebne produkty. Zamykane pojemniki zabezpieczą również przed wysypaniem się sypkich produktów lub wylaniem płynów. Etykiety dodatkowo podkreślą eleganckie urządzenie kuchni J.

Jest wiele przedmiotów, które mogą nam pomóc w pracy w kuchni, a których obecność w tym pomieszczeniu nie zawsze jest oczywista. Poniżej kilka przykładów.

Nożyczki – niby oczywiste, ale jedna uwaga: miej pod ręką nożyczki, które miałyby tylko przeznaczenie do żywności; koniecznie musicie je regularnie myć – traktować tak, jak sztućce; otwieranie opakowań żywności lub nawet krojenie produktów (a właściwie przecinanie) jest dzięki temu dużo łatwiejsze.

Nici lub sznurek – związany nicią np. pęczek włoszczyzny łatwiej wyłowić z zupy.

Gumki recepturki – ich zastosowanie jest tak szerokie, że nie będę nawet próbować wymienić wszystkich w tym wpisie (może kiedyś pokuszę się o takie zestawienia dla różnych drobiazgów); warto jednak wspomnieć choćby o możliwości związania otwartych torebek, przymocowania pokrywki do garnka, związania kabli sprzętów kuchennych (pamiętajmy o tym, że pałętające się podczas przygotowania posiłków kable nie są bezpieczne),

Zszywacz – torebki z produktami, które są otwarte, a do których sięgamy bardzo rzadko warto zabezpieczyć bardziej solidnie niż samą gumką; przyda się, kiedy na przykład przesypiemy do pojemnika jakiś produkt – np. płatki śniadaniowe, które nie zmieszczą się na raz do pojemnika; zamknięte w ten sposób dłużej zachowają swoją wartość i nie wysypią się.

Notes i ołówek – tu również kilka zastosowań:

  • 1.      Lista zakupów – na bieżąco możemy zapisywać nasze braki w zapasach
  • 2.     Menu – warto planować posiłki, bądź to na następny dzień, bądź na cały tydzień – dzięki temu nie myślimy codziennie „co ja dziś zjem na obiad” i możemy bardziej racjonalnie zaplanować zakupy na cały tydzień. Takie menu przydaje się szczególnie przed większymi imprezami – święta, chrzciny, urodziny – wówczas z pewnym wyprzedzeniem planujemy, co podamy do jedzenia i dzięki temu możemy rozplanować sobie zakupy oraz pracę racjonalnie tak, aby zdążyć na czas.
  • 3.      Przepisy – często jest tak, że zaczynam gotować „na żywioł” i w garnku ląduje to, na co akurat wpadnę. Czasem wychodzi z tego całkiem dobre jedzonko ;). Tylko co z tego, że później nic z tego nie pamiętam? L No i tu przyda się zapisywanie poszczególnych kroków takich eksperymentów – przecież jak coś się okaże niezjadliwe, to kartkę z takim przepisem zawsze może zjeść kucharz ;)
  • 4.      Pomysły – w trakcie pracy podczas gotowania lub sprzątania czasem wpadnie do głowy jakiś pomysł, co można by zmienić w kuchni, co można by dodać lub zrobić, aby było ładniej i bardziej praktycznie – i tu kartka i ołówek pod ręką posłużą pomocą w przedłużeniu pamięci

Rękawiczki jednorazowe – dostępne w wielu miejscach: w aptekach, drogeriach, marketach; przydadzą się zarówno do sprzątania, jak i do gotowania; nie chcecie mieć przez cały dzień czerwonych rąk po burakach, albo ryzykować podrażnienie oczu po obróbce ostrych papryczek (co zdarza się nawet po pozornie dokładnym umyciu rąk!)? To używajcie jednorazowych rękawiczek. Od razu zaznaczę, że są ich różne rodzaje, nie jesteśmy skazani tylko na te lateksowe z talkiem, których ja szczerze mówiąc nie toleruję i mam na nie uczulenie. Ale teraz dostępne są np. rękawiczki winylowe, które w dodatku występują w wielu radosnych kolorach J



Czy macie wrażenie, że torebki foliowe chcą Was zasypać? Jest wiele sposobów na pogromienie plastikowego potwora J. Dla mnie najwygodniejszym jest użycie opakowania po chusteczkach higienicznych – takich wyciąganych. Po ich zużyciu wystarczy do kartonika powkładać torebki i już nie rozlatują się po całej szafce, a sposób przygotowania skrytki banalny i nie wymagający czasu.

Przy zlewie często robi się bałagan. Gąbeczka ciągle zmienia miejsce, w dodatku nie wygląda zbyt estetycznie. Jeżeli wciąż leży w kałuży i nie wysycha po użyciu tak, jak powinna, to jej okres przydatności do użycia jest znacznie krótszy. Koniecznie trzeba znaleźć dla niej miejsce, aby mogła wyschnąć, ale może warto pokusić się o jej schowanie? Bo ozdobą to ona z pewnością nie jest. Zwykle pod zlewem znajduje się szafka, na której można umieścić mydelniczkę, taką drucianą, albo po prostu z dziurami, i tak odkładać odciśniętą po użyciu gąbkę.

Kolejną przyczyną nieładu wokół zlewu jest niezwykle nieestetyczna butelka z płynem do naczyń. Ozdobna nie jest, a już po kilkukrotnym użyciu widoczne są na niej ślady płynu, odkleja się etykietka. Problem? Żaden! Wystarczy zainwestować dosłownie kilka złotych w dozownik – taki zwykły do mydła w płynie. Nawet najprostszy, plastikowy, przeźroczysty wygląda lepiej niż butelka z płynem. W dodatku dużo łatwiej go dozować – jedno naciśnięcie dozuje odpowiednią ilość płynu, nie przeleje się nam, jak to czasem ma miejsce. Można rozważyć zainstalowanie takich dozowników, których butelki znajdują się pod blatem, a na zewnątrz widać tylko sam dozownik, ale to wymaga albo zaplanowania tego kroku przed remontem, albo wycięcia otworu w blacie (dodatkowo konieczny jest swobodny dostęp do pojemnika). Do swojej kuchni kupiłam takie dozowniki za kilkanaście złotych, a przyznam, że efekt jest więcej niż zadowalający… (są dwa – do płynu do naczyń i do mydła w płynie).

Kuchnia jest jednym z takich pomieszczeń, które wymaga częstego, regularnego sprzątania, nawet po kilka razy dziennie. Zatem konieczne jest przechowywanie sprzętów do czyszczenia pod ręką. Dobrze jest zorganizować jedną z szafek konkretnie na takie artykuły, gdyż absolutnie nie mogą one stać w pobliżu produktów spożywczych. A czego używać do sprzątania? Wcześniej pisałam o domowych środkach czystości, które są przeze mnie sprawdzone i używane na co dzień, odsyłam zatem do wcześniejszego artykułu. Do tego zawsze trzeba mieć pod ręką ściereczki, najlepsze w tym przypadku będą te z mikrofibry. I tu uwaga! Ściereczki do kuchni zawsze używamy tylko w niej. Nie stosujemy zamiennie z tymi z łazienki. Osobno także pierzemy je, żeby na pewno  nie miały kontaktu ze ścierką od WC J. Przyczyna zdaje się być oczywista… J W utrzymaniu czystości w kuchni dla mnie niezbędne są ręczniki papierowe, które mają u mnie szereg zastosowań, o czym w jednym z kolejnych wpisów.

Na zakończenie tego wpisu kilka słów o wykorzystaniu przedmiotów, które często wyrzucamy. W miarę możliwości przestrzennych warto zachowywać np. słoiczki po musztardzie, dżemach itd., które można wykorzystać do przechowywania zapasów, własnych przetworów. Jeżeli tylko macie troszkę miejsca, to gromadźcie niektóre opakowania. Rolki po ręcznikach papierowych także mogą się przydać. Możemy w nich schować torebki foliowe, wykorzystać jako wkładki do kozaków, itp. Warto być przy takich przedmiotach „z odzysku” kreatywnym. Wszelkiego typy pojemniki po lodach, kawie, herbatkach dla dzieci itp. mogą posłużyć nam do przechowywania różnych drobiazgów, jak gumki, spinacze bądź też różnego typu porozrzucane po całym garażu śrubki, gwoździe i wiertła.W jednym z kolejnych wpisów podpowiem, jak można uskuteczniać „domowy recycling”.


Miłego organizowania kuchni J


sobota, 4 marca 2017

Przechowywanie żywności

Chyba każdy podczas gotowania chciałby sobie maksymalnie ułatwić pracę. Oczywiście ile kucharzy tyle sprytnych sztuczek. Aby wszystko, co przygotowujemy w naszej kuchni było zdrowe, smaczne i świeże, nie możemy zapominać o prawidłowym przechowywaniu żywności.
Zacznę od podstawowych zasad, których trzeba się trzymać w kuchni, aby przygotowywane jedzenie było dla nas zdrowe i bezpieczne. Jestem szczęśliwą posiadaczką całkiem sporej spiżarni, w której zmieściły się nie tylko zapasy jedzonka, ale także różne sprzęty kuchenne, których na co dzień nie potrzebuję. I tak mikser, krajalnica czy grill leżą sobie bezpiecznie na półeczce i czekają, aż będą potrzebne.
Jeżeli macie możliwość wygospodarowania miejsca na spiżarnię, choćby malutką (jeśli nie będzie to osobne pomieszczenie, może to być nawet po prostu pojemna szafka), to będzie to świetny sposób na przechowywanie żywności. Warzywa, owoce, pieczywo, które nie są przez cały czas wystawione na działanie światła i wysokiej temperatury dłużej zachowują świeżość. Pamiętajcie też o tym, że niektóre warzywa i owoce nie powinny być przetrzymywane razem, gdyż powodują przyspieszenie dojrzewania innych produktów – np. banany dojrzewają szybciej w pobliżu pomidorów. Już napoczęte warzywa i owoce powinny być przetrzymywane w innych warunkach. Najlepiej umieścić je w pojemniku na żywność, zamknąć i przechowywać w odpowiednim miejscu – UWAGA! Nie zawsze najlepszym rozwiązaniem będzie lodówka! Pomidorów na przykład do lodówki nie wkładamy - umieszczamy je w ciemnym miejscu i oczywiście zjadamy najszybciej jak się da.

Pieczywo przechowujemy w chlebaku lub innym pojemniku, najlepiej drewnianym. Umieszczamy je pod przykryciem – najlepiej bawełniana lub papierowa serwetka, która będzie chronić przed wysychaniem, ale umożliwi też pieczywu „oddychanie”, co sprawi, że chlebuś i bułeczki dłużej będą chrupiące. A co zrobić z nadwyżką pieczywa? Ileż to razy zdarzyło się Wam kupić za dużo bułek i chleba tylko dlatego, że tak pięknie kusiły zapachem w piekarni? Ja mam tak ciągle. Jestem łasuchem, jeżeli chodzi o pieczywo (i nie tylko ;) ) i dlatego wciąż borykam się z problemem zbyt dużej jego ilości. A ostatnią rzeczą, którą chcę robić w kuchni jest wyrzucanie jedzenia. Dobrym pomysłem jest zamrożenie chleba, co przedłuży jego świeżość. Więcej o tym, co robię z pieczywem, którego mam za dużo opowiem w kolejnym wpisie – jest tego troszeczkę za dużo na jeden artykuł.
Jak już jestem przy mrożeniu, to od razu podpowiem Wam, co można wpakować do zamrażarki i cieszyć się dłużej świeżością jedzenia.

Zioła. Tak! Zioła możemy z powodzeniem mrozić. Szczypiorek, pietruszka czy koperek – zachowują świeżość i są w pełni przydatne do użycia po rozmrożeniu, które w dodatku jest bardzo szybkie w ich przypadku. Mrożę zioła na dwa sposoby: w całości i posiekane. Najpierw należy dokładnie zioła umyć, następnie delikatnie osuszyć kładąc na ręczniku papierowym (ale nie wyciskamy z nich wody, żeby nie były suche po rozmrożeniu). Następnie albo je zawijamy w ręcznik papierowy lub papier śniadaniowy i umieszczamy w zamrażarce, albo siekamy drobniutko i mrozimy rozdrobnione. Ale co zrobić, jeżeli do pojemnika możemy wrzucić dużą porcję ziół, a nam jest potrzebna na przykład odrobina szczypiorku do pomidorów? Jeżeli wszystkie posiekane zioła umieścimy w jednym pojemniku i tak włożymy do zamrażarki, ciężko będzie później wyjąć tylko taką ilość, jakiej aktualnie potrzebujemy. Ale i na to stylowa ma radę. Posiekane zioła rozkładam luźno na tacy wyłożonej papierem śniadaniowym (dzięki temu się nie przykleją) i wstępnie mrożę. Po kilkunastu minutach mogę już przełożyć tak zmrożone zioła do pojemnika i włożyć z powrotem do zamrażarki. Dzięki temu mogę później wyjąć tylko tyle, ile potrzebuję. Tak przygotowane zioła można wykorzystać dowolnie: do gotowania – np. zup, do dekoracji, do przyprawienia potraw. Mrożenie w tym przypadku ma ogromną przewagę nad suszeniem: zioła zachowują pełny aromat, ale także kolor i konsystencję.

Warzywa i owoce. Jest to dość oczywisty punkt, dlatego nie będę pisać o tym, które warzywa i owoce się do tego najlepiej nadają. Zdradzę Wam natomiast, że robię sobie regularne zapasy części z nich. Przykładem jest to marchewka. Mrożę jej duże ilości, od razu przygotowane do użycia. Część kroję w kostkę i porcjuję do woreczków – dzięki temu następnym razem, kiedy gotuję zupę i mam na to niewiele czasu z zamrażarki po prostu wyjmuję taki gotowy woreczek marchewki. Szykuję tak z resztą całą włoszczyznę – obrane i umyte warzywa porcjuję i mrożę. Wychodzę z założenia, że jak już zabieram się do obierania włoszczyzny na jedną zupę, to jak wpadnę w trans to i na dziesięć porcji wystarczy ;). Tu jeszcze muszę dodać, że po przeprowadzce na wieś do najbliższego sklepu nie pójdę już raczej w kapciach, jak do tej pory, więc takie proste zapasy są jak najbardziej pożądane J.
Obraną i umytą włoszczyznę można także owinąć w ręcznik papierowy lub papier śniadaniowy i przez kilka dni przechowywać w lodówce w szufladzie z innymi warzywami.
Mrożone owoce możemy z powodzeniem wykorzystać do ciast i deserów, a także jako świetną przekąskę – czereśnie w środku zimy? Proszę bardzo!
Oprócz surowych warzyw i owoców do mrożenia nadają się oczywiście przetworzone produkty -  gotowana marchewka, buraczki.

Teraz kolejny oczywisty produkt: mięso – moje ułatwienia posunęłam o krok dalej. Ponieważ uwielbiam zupy i obiad bez nich nie jest dla mnie pełny, to muszę sobie ułatwić życie. Nie chce mi się za każdym razem szykować porcji mięsa do zupy. Kupuję więc zwykle „hurtem” mięsko, na którym później będę przygotowywać wywar i, podobnie jak to było w przypadku warzyw, szykuję gotowe do użycia porcje. I już dzięki temu, gotując zupę wyciągam tylko z zamrażarki składniki i wrzucam do gara J.

Rosół. Tak, mrożę rosół J. Podczas gotowania zawsze odlewam go trochę do słoiczka i zostawiam sobie do wykorzystania w innych potrawach – jest świetny np. do sosów, marynat. Mrozić możemy go nie tylko w słoiczku, ale np. w woreczkach lub pojemniczkach do lodu – zwłaszcza, jeżeli mamy właśnie przygotowany dość intensywny wywar. Uzyskujemy w ten sposób domowe mrożone kostki rosołowe, które tylko wkruszamy następnie np. do sosu; i w dodatku wiemy, co w tych kostkach jest…

Smakowe kostki lodu. Chociaż do lata jeszcze sporo zostało, to nie mogę tu zapomnieć o różnych wariacjach na temat dodatków do napojów chłodzących. W końcu zwykły czysty lód to może i klasyk, ale trochę wieje nudą. Oto kilka pomysłów na smakowe kostki lodu:
- świeżo wyciśnięte soki lub kawałki owoców – najlepiej w tej roli sprawdzają się cytrusy; wystarczy do napoju dodać kilka cząstek zmrożonych owoców i orzeźwiający napój gotowy
- kawowe kostki – zaparzamy kawę, przelewamy do pojemniczków do lodu i kiedy mamy ochotę na mrożoną kawę wrzucamy kilka kostek do mleka
- orzeźwiająca mrożona herbata – do pojemniczków do lodu wlewamy wodę, dodajemy cząstki cytryny i pomarańczy i kawałki liści mięty; następnym razem do wystudzonej herbaty dodajemy gotowe kostki i cieszymy się naszą ekspresową ice tea.

I jeszcze mała uwaga na temat mrożenia. Podobnie, jak musimy się trzymać pewnych zasad przy przechowywaniu żywności w lodówce, musimy pamiętać o kilku ważnych punktach przy zamrażaniu:
- jeżeli mamy taką możliwość oddzielamy mięso od pozostałych produktów
- osobno również przetrzymujemy produkty wstępnie przygotowane (np. przygotowany wcześniej farsz do pierogów)
- układamy produkty dość ciasno obok siebie
- po rozmrożeniu produktu NIE ZAMRAŻAMY GO PONOWNIE!!!
- mrozimy produkty w pojemnikach bądź w torebkach śniadaniowych – nigdy nie wrzucamy nieopakowanej żywności do zamrażarki
- dobrze jest opisać poszczególne produkty nie tylko nazwą ale także datą zamrożenia – chociaż mrożąc w niskich temperaturach, np. minus 18*C lub mniej (takie są zalecenia), produkty znacznie dłużej są przydatne do spożycia, to jednak też nie w nieskończoność – np. mięso zachowuje świeżość do 3 miesięcy.

Dość już o mrożonkach, czas na inne triki.

Produkty sypkie to niekiedy problematyczny temat. Nie zużywamy zwykle całej zawartości opakowania, więc pozostaje kwestia zabezpieczenia reszty przed wysypaniem, zabrudzeniem, wilgocią i … robalami. Poza tym zawalone różnymi torebkami półki i szafki kuchenne wprowadzają bałagan i wyglądają nieapetycznie. Te produkty, których używamy stale – np. mąka, sól, cukier, kasza, makarony, przesypujemy do pojemników z przykryciem, naklejamy etykietkę z opisem zawartości i układamy równiutko na półce. Podobnie możemy zrobić z przyprawami – te ulubione wsypujemy do szklanych pojemniczków i również etykietujemy. Dokładnie tak samo postąpiłam z kawą, herbatą, kakao.

Co zrobić z produktami, które z powietrza chłoną wilgoć? Tak jest w przypadku np. soli. Prostym sposobem aby temu zaradzić jest umieszczenie w pojemniku kilku ziaren ryżu, który ma silne właściwości higroskopijne – pochłania wilgoć.

Zmorą chyba każdego jest odpowiednie przechowywanie warzyw i owoców, aby jak najdłużej zachowały świeżość. Tutaj też kilka trików mogę Wam sprzedać.
- pomidory najlepiej trzymać osobno, bez kontaktu z innymi warzywami i owocami, ogonkami w dół
- banany trzymamy z dala od pomidorów, które przyspieszają ich dojrzewanie; dodatkowo, aby opóźnić ich dojrzewanie owijamy końcówki folią aluminiową i przechowujemy je w ciemnym miejscu
- ziemniaki umieszczamy w suchym i ciemnym miejscu, nie przechowujemy ich w szczelnych torbach foliowych – muszą „oddychać”, więc najlepsze są siatki, w których są często sprzedawane
- regularnie zaglądamy do warzyw i owoców; jeżeli znajdziemy jakąkolwiek sztukę, która zaczyna się psuć, usuwamy ją ze wspólnego pojemnika gdyż jedno zgniłe jabłko powoduje ten sam proces pozostałych owoców; podobnie jest np. z ziemniakami, pomidorami, śliwkami
- cebula – suche, ciemne miejsce; po napoczęciu, jeżeli nie uda nam się zużyć całej zamykamy w pojemniku, aby nie miała kontaktu z innymi warzywami
- owoce miękkie, jak maliny, jagody, ale także część owoców pestkowych, np. wiśnie najlepiej przechowywać w lodówce w pojemniku, w którym będą mogły „oddychać”, a więc nie zamykamy ich szczelnie
- sałatę myjemy, umieszczamy w pojemniku bez pokrywki, przykrywamy kilkoma ręcznikami papierowymi, które wchłoną wilgoć i pozwolą sałacie oddychać, następnie przechowujemy w szufladzie na warzywa w lodówce

Co z tą lodówką? Ile stron z dobrymi radami, tyle sposobów na lodówkę. Od razu przyznam, że większość z nich tyczy się standardowych lodówek jednoskrzydłowych, nie natomiast side-by-side, której szczęśliwą posiadaczką jestem J. Jest to o tyle różnica, że w tych dwuskrzydłowych lodówkach jest inny układ, więcej półek i szuflad, otwierany od zewnątrz barek. Zasady, którymi ja się staram kierować (choć czasem nie jest to możliwe, np. kiedy po imprezie staję na rzęsach, żeby chociaż się wszystko zmieściło J ). Generalnie zasada jest taka, aby pewnych produktów nie umieszczać na tych samych półkach z innymi. I tak pamiętamy, aby:
- surowe mięso i ryby trzymać osobno, w pojemniku lub w miseczce przykrytej szczelnie folią spożywczą
- również osobno trzymamy nabiał
- kolejna półka to wędliny i inne gotowe produkty mięsne
- osobno również przechowujemy przygotowane potrawy – tu musimy pamiętać o tym, aby dokładnie je przykryć
- warzywa i owoce umieszczamy w szufladzie
- na drzwiach lodówki możemy trzymać wszelkiego rodzaju musztardy, ketchup, chrzan, a także dżemy, wodę, soki, itp.
- lodówkę utrzymujemy w czystości, regularnie przemywamy półki i ścianki lodówki np. wodą z octem i sokiem z cytryny
- w lodówce umieszczamy pochłaniacze zapachu i wilgoci (jak zrobić taki domowy pochłaniacz możecie przeczytać w jednym z poprzednich moich wpisów – „domowe laboratorium czystości”).

Teraz jeszcze kilka słów o zapasach – puszki, konserwy, zapasy mąki, cukru, makaronu. W dobie sklepów na każdym kroku, możliwości robienia zakupów przez internet, wydaje się bezcelowym robienie wielkich zapasów. Oczywiście, jeżeli nie dysponujecie wystarczającą ilością miejsca, dopasujcie wielkość zapasów do swoich możliwości. Warto jednak trzymać niektóre produkty na zapas. Dobrze, jeżeli nie będą one porozrzucane po całej kuchni bez ładu i składu, lecz znajdą swoje miejsce w odpowiedniej szafce. Obecnie, jak już wspomniałam, mam dużą spiżarnię (choć po ułożeniu w niej wszystkich pakuneczków zaczęłam mężowi marudzić, że zrobiliśmy za małą spiżarenkę… ;) ). Wcześniej jednak miałam do dyspozycji tylko szafki. Zawsze starałam się, aby co najmniej jedna szafka była taką na zapas. Oczywiście w niej również musi panować odpowiedni porządek. Układamy produkty „tematycznie” – czyli różne rodzaje mąki razem, makarony razem, podobnie puszki, itd. Koniecznie umieszczamy z brzegu te produkty, których termin ważności jest najkrótszy i regularnie kontrolujemy ten stan, aby żadna konserwa nie uszła naszej uwadze…
 

Dobrym pomysłem będzie też umieszczenie niektórych produktów w odpowiednich koszach. Np. makarony w jednym, przetwory owocowe w drugim, itd. Oczywiście przydadzą się też etykiety, które w szybki sposób pomogą nam odnaleźć odpowiednią kategorię. Wystarczy wysunąć jeden kosz i mamy całą jego zawartość w pełni dostępną; nie musimy nurkować w głąb szafki, licząc na to, że w razie czego znajdzie się ktoś, kto nas z tych głębin wydobędzieJ. Generalnie wszelkie kosze i pojemniki bardzo sprzyjają nam w utrzymaniu porządku w szafkach.

sobota, 25 lutego 2017

Ozdobne świece na różne okazje

Uwielbiam sama tworzyć piękne przedmioty, zamiast je kupować. Jedne z pierwszych były właśnie świeczki. Wykorzystałam wówczas resztki kolorowych świec tzw. Tealight, które po rozpuszczeniu wlałam warstwami do kubka plastikowego, który po zastygnięciu świec po prostu usunęłam. W zasadzie metoda została aktualna do dziś, stosuję tylko znacznie więcej sposobów dekoracji.

Podstawowa świeczka:
Składniki:
                - parafina, wosk lub po prostu pokruszone resztki świeczek
                - metalowa puszka np. po owocach, wymyta, wyparzona
                - knot lub bawełniany sznurek
                - plastikowe kubeczki, butelki, kartoniki po soczkach, styropianowe kubeczki po kawie itp.
                - garnek z wodą do zrobienia kąpieli wodnej
1. Kawałki świec, parafinę lub wosk wkładamy do metalowej puszki, umieszczamy w garnku z wodą i gotujemy do czasu, aż wszystko się roztopi. UWAGA! Ponieważ parafina ma niską temperaturę zapłonu należy tą czynność wykonywać bardzo ostrożnie!
2. W kubeczku lub innym pojemniczku umieszczamy knot, następnie nalewamy roztopiony wosk.
3. Czekamy aż wosk zastygnie i usuwamy opakowanie.

Świeczka zapachowa
Do roztopionego wosku dodajemy do wyboru:
- olejki zapachowe
- aromat spożywczy
W kolejnych krokach postępujemy jak zwykle.

Świeczka z aromatem kawy, cynamonu, wanilii, owoców cutrysowych
Do kubeczka sypiemy na dno ziarna kawy, układamy laski cynamonu lub wanilii albo kawałki cytryny i pomarańczy i zalewamy roztopionym woskiem. Dla wzmocnienia aromatu świecy możemy wmieszać do wosku mielony cynamon lub dodać zaparzoną kawę (najlepiej mielona, gdyż taka ma najintensywniejszy aromat), dodać aromat wanilii lub pomarańczy. W trakcie wypalania się świeczki zapach będzie się powoli uwalniał.


Kolorowe świeczki
Do rozpuszczanego wosku lub kawałków świec dodajemy barwniki spożywcze lub rozpuszczamy świece razem z kredkami świecowymi w wybranym kolorze.

Świeczki ze skarbami
Pięknie prezentują się świeczki, w których zatopione są różne skarby. Wystarczy poukładać wybrane drobiazgi w kubeczku i zalać woskiem. Aby nasze dodatki pojawiały się na każdym poziomie wytapiania świec, możemy układać je warstwami: najpierw kilka drobiazgów, które zalewamy woskiem, czekamy aż wosk nieznacznie stężeje (nie całkowicie, aby kolejna warstwa wtopiła się bez tworzenia granicy, ale na tyle, aby utrzymał się kolejny mały skarb) i układamy następną warstwę.

Lodowe świece
Aby wykonać świeczki, które mają przepiękny efekt struktury spękanego lodu, na dno kubeczka wrzucamy kilka kawałków kruszonego lodu, zalewamy woskiem i tak warstwa po warstwie. Wykonujemy te czynności raczej dość szybko, gdyż lód będzie się szybko wytapiał. Po wytopieniu lodu i zastygnięciu świec rozcinamy kubeczek i piękna, elegancka świeczka gotowa.

Świece w szklanych słoiczkach
Możemy zamiast jednorazowych kubeczków lub butelek użyć do wykonania świec szklane słoiczki lub kieliszki. Oczywiści nie rozbijamy ich na koniec ;) ale stawiamy gotowe świece w eleganckich opakowaniach. Możemy je także sami ozdobić (propozycje wykonania w moich artykule).


I teraz najlepsze…wszystkie te opcje możemy mieszać dowolnie J. Np. Świeca o zapachu pomarańczy z zatopionym cynamonem, w kolorze czerwonym. Miłej zabawy!

środa, 15 lutego 2017

Smakowita piękność – czyli domowe kosmetyki prosto z kuchni

Lubicie dbać o wygląd? Urządzić sobie własne domowe SPA w zaciszu własnej łazienki? I do tego najlepiej być jak najbliżej natury? No bo w końcu która z nas chciałaby wcierać w siebie domestos? A co powiecie na to, że nasza kuchnia jest pełna składników, z których szybko zrobimy ekologiczne, tanie, a co najważniejsze – świetnie działające kosmetyki. Zaczęłam swoją przygodę z takimi produktami kilka lat temu i co jakiś czas wypróbowuję kolejne składniki i mieszanki. Przyznam bez bicia, że z przyczyn wrodzonego lenia nie wykorzystuję tych kosmetyków tak często, jak bym chciała, ale czasem robię sobie takie smakowitości do skóry J.
Ważna uwaga, zanim przystąpię do zdradzenia moich kosmetycznych sekretów: to są preparaty o bardzo krótkim okresie przydatności. Najlepiej wykonywać pojedynczą porcję na świeżo. Można ewentualnie przechowywać je w szczelnym pojemniku umieszczonym w lodówce, ale tylko kilka dni.
A jakie składniki będą podstawą moich kosmetycznych przepisów? Oto i one:
- cytryna – rozjaśnia skórę, włosy, wygładza, zmiękcza skórę, zawiera dużo witaminy C i przeciwutleniaczy
- oliwa z oliwek – nawilża skórę i włosy, zawiera witaminy A, D, E, K
- zielona herbata – działanie oczyszczające skórę
- rumianek – oczyszcza skórę, rozszerza pory
- kawa – zawiera dużo antyutleniaczy, wygładza, ujędrnia skórę, ma działanie antycellulitowe
- imbir – działanie rozgrzewające
- cynamon – działanie rozgrzewające
- kakao – antyutleniacze, działanie ujędrniające
- cukier kryształ – działanie złuszczające skórę
- płatki owsiane – działanie nawilżające, odżywcze

Kawowy peeling ujędrniający:
Składniki:
- kawa – 2 łyżki; najlepiej grubo zmielona kawa ziarnista, ale może być też gotowa mielona kawa
- imbir – 1 łyżeczka
- cukier – 2 łyżki
- oliwa z oliwek – do wyrobienia
Składniki suche zmieszać, dodawać oliwę, aż powstanie konsystencja peelingu. Wmasowywać w mokrą skórę, następnie spłukać.

Kawowa maska ujędrniająco - antycellulitowa:
Składniki:
- kawa – 4 łyżki
- kakao – 1 łyżka
- imbir – 1 łyżka
- cynamon – 1 łyżka
- balsam do ciała – do wyrobienia
Łączymy wszystkie składniki. Po kąpieli, najlepiej po wykonanym wcześniej kawowym peelingu, nakładamy maskę na brzuch, uda i pośladki, następnie owijamy się folią spożywczą. Nakładamy szlafroczek, wsuwamy się pod kocyk i wygrzewamy się tak przez 30 minut. Będzie parzyło! I dobrze! Po tym czasie spłukujemy maseczkę i…sprzątamy łazienkę bo to brudzi… J

Peeling do ust
Miód i cukier łączymy w równych proporcjach. Możemy ten peeling trzymać trochę dłużej niż pozostałe kosmetyki, można więc przygotować go z np. 1 łyżeczki cukru i 1 łyżeczki miodu. Wcierać w usta kilka razy w ciągu dnia, starając się go nie zjeść od razu J.

Tonik do twarzy
Składniki:
- zielona herbata – 2-3 łyżki
- sok z cytryny – 1 łyżka
- woda – około ½ szklanki
Zaparzamy zieloną herbatę. Łączymy wszystkie składniki. Zamaczamy wacik w toniku i przemywamy twarz.

Peeling do stóp, dłoni i łokci
Składniki:
- cukier
- cytryna
- oliwa z oliwek
Łączymy składniki. Używamy jak standardowego peelingu. Świetnie nawilża skórę. Nie trzeba po nim używać kremu. Przyznam szczerze, że składniki tego peelingu dobieram trochę „na oko”.

Kąpiel Kleopatry:
Składniki:
- płatki owsiane
Co prawda Kleopatra podobno brała regularnie kąpiele w kozim mleku, ja jednak przedstawię Wam znacznie tańszą wersję. Najpierw robimy „mleko” owsiane. W tym celu zalewamy płatki owsiane ciepłą wodą w proporcji: na 1 łyżkę płatków 100ml wody. Dajemy płatkom „odpocząć” około godziny. Następnie miksujemy porządnie i przecedzamy przez sito. Ilość „mleka” które chcemy dodać do kąpieli jest zależna od naszych preferencji, ale taka minimalna ilość to 400ml na kąpiel. Miazgę, która nam pozostanie po odcedzeniu mleka możemy wykorzystać np. do maseczki do twarzy lub do ciasteczek J.

Rozświetlająco – odżywcza maseczka do twarzy
Składniki:
- płatki owsiane – można wykorzystać po produkcji „mleka” owsianego
- sok z cytryny
- jogurt naturalny
Składniki mieszamy, nakładamy na twarz na około 10-15minut, następnie spłukujemy ciepłą wodą.

To na razie tyle moich produkcji, ale z pewnością będę eksperymentować dalej. I Was też do tego zachęcam. W naszej spiżarni mamy kopalnię kosmetyków…


poniedziałek, 6 lutego 2017

Jak zrobić ozdobne osłonki na świeczki i zapachy

W poprzednim wpisie pokazałam Wam, jak samemu w domu wykonać ekologiczne odświeżacze powietrza, które umieściłam w ozdobnych szklaneczkach. Od lat sama je wykonuję. Plusem takiego rękodzieła jest to, że zawsze mam pasujące do aktualnej "wizji" dekoracje, mogę dowolnie bawić się materiałem, kolorami, stylem. W przypadku, gdy już mi się znudzą, po prostu przerabiam je na nowo.

W sklepach jest oczywiście cały wysyp najróżniejszych dekoracji tego typu, ale robione własnoręcznie są dużo tańsze i oryginalne. Sama decyduję o ich wyglądzie i mogę bawić się formą do woli.

Zapewniam Was, że wszystkie metody, które tu opisuję może wykorzystać każdy. Nie wymagają ani specjalnych umiejętności, ani precyzji, a na ich wykonanie nie poświęcicie żmudnych godzin. Wystarczy kilka minut i gotowe. Oczywiście tych kilka realizacji, które opisuję poniżej jest jedynie kroplą w morzu pomysłów. Potraktujcie to po prostu jak inspirację do własnego rękodzieła. Zatem zaczynamy!

Do większości osłonek na tealighty lub na odświeżacze powietrza potrzebujemy z reguły podobnych materiałów:
- szklaneczki, słoiczki, szklane lub plastikowe pojemniczki - ja wykorzystałam szklaneczki po gotowych świeczkach, które już się zużyły, szklaneczki do napojów, których już nie używam (albo, nie oszukujmy się, w pierwszym lepszym dyskoncie kosztują grosze) , opakowania po kosmetykach
- farby, okleina, ozdobne koraliki, cekiny, brokat...itd...
- klej
Inne materiały podam przy każdym przykładzie.

1. Oprawione w skórę
W tym projekcie wykorzystałam okleiną imitującą czarną skórę, szklaneczki, kilka samoprzylepnych kryształków.
Okleiną pokryłam szklaneczkę, przycięłam na brzegach ostrym nożykiem, po czym podgrzałam suszarką do włosów odcięte brzegi, aby idealnie się dopasowały do kształtu naczynia. Następnie nakleiłam kryształki. Przyznam szczerze, że ostateczny efekt przerósł moje przypuszczenia. Wyszła mi całkiem elegancka ozdoba, którą z chęcią powtórzyłam i umieściłam w salonie.
Tą szklaneczkę wykorzystałam ostatecznie do żelowego zapachu, ale równie ciekawie wygląda jako osłonka do świeczki.


2. Ubrane w cekiny
Do tego świecznika wykorzystałam taśmę z cekinami (kupiłam jej ogromną rolkę za dosłownie kilka złotych w sklepie internetowym). Odmierzyłam potrzebną wielkość kawałka taśmy, owinęłam wokół szklanki i przykleiłam. Możne też po prostu zszyć brzegi i gotowe. Ja oprawiłam całą szklaneczkę, ale oczywiście można pobawić się z grubością taśmy. Sami przyznacie, że sposób banalny (chyba najprostszy ze wszystkich tu przedstawionych i najszybszy w wykonaniu - dosłownie na 5 minut przed przybyciem gości), a daje naprawdę piękny efekt, kiedy umieścimy w nim świeczkę. Magia...

3. Piękne jak malowanie
Prosty sposób na szybkie odświeżenie wyglądu szklanki - pomalować ją! Oczywiście lenistwo matką wynalazku ;) Szybciutko, prościutko i całkiem czyściutko pokryłam szklaneczki farbą w sprayu. Trzeba im tylko później dać troszeczkę poleżakować, wyschnąć i zrobione.
W ten sam sposób udekorowałam mały pojemniczek, który posłużył mi do odświeżacza powietrza do WC. Pojemniczek po kremie wyczyściłam, usunęłam naklejki. W wieczku ostrym nożykiem wycięłam otwór - można do zapachu zamiast wycinania dużego otworu zrobić kilka mniejszych dziurek na przykład gwoździem. Następnie pokryłam farbą w standardowy sposób.

4. Roziskrzone świecidełka. 
Uwielbiam świecidełka w najróżniejszej postaci (chyba jak każda kobieta). Dekoracje w moim domu często mają jakiś subtelny efekt roziskrzenia. W bardzo prosty sposób wykonałam więc kolejny świecznik. W tym celu użyłam tylko kleju do majsterkowania i brokatu. Ważne! Zanim użyjecie kleju upewnijcie się, że zmienia się on po wyschnięciu na przezroczysty (większość preparatów tak ma, ale warto to wcześniej sprawdzić, żeby nie zepsuć efektu). Oczywiście nie może to być klej błyskawicznie schnący.
Powierzchnię naczynka pokrywam klejem (używam tu po prostu zwykłego pędzelka). Należy zadbać o to, aby warstwa kleju była w miarę równomiernie rozłożona - wówczas na całej powierzchni uzysamy jednolitą "gęstość" brokatu. 


Następnie obsypujemy klej brokatem, nadmiar usuwamy. Teraz pozostaje poczekać, aż klej porządnie wyschnie.
Ponieważ brokat może się obsypywać nawet po wyschnięciu, warto go zabezpieczyć. W tym celu na brokat ponownie nałożyłam klej, któego wcześniej używałam jako podkładu. Po wyschnięciu kleju, kiedy już zrobił się przezroczysty świecidełko gotowe!

Romantyczny efekt...


5. Dziadek mróz
Kiedy za oknem zima i śnieg pokrywa cały świat mam ochotę otaczać się przedmiotami, które nawiązują do aktualnej pory roku, ale nieco łamią jej zimny charakter. Oto jedna z propozycji. Zimna szklaneczka, pokryta białym szronem, a w jej środku ciepło i radośnie pali się płomień świeczuszki. A metoda tak prosta, choć nieoczywista...

Do wykonania takich zmrożonych szklaneczek wykorzystałam pastę do zębów. Uwaga! Pasta musi być oczywiście biała (a nie jedynie wybielająca), co z resztą ostatnio nie jest takie proste do uzyskania. Większość popularnych past ma jakieś kolorowe dodatki. Ale ponieważ szklance nie grozi próchnica lub nadwrażliwe dziąsła, może to być najtańsza pasta do zębów.

Na szklaneczkę nanosimy pastę przy użyciu gąbeczki, robiąc delikatne "stempelki. Trzeba się spieszyć, gdyż pasta dość szybko gęstnieje na powietrzu. Później dajemy paście wyschnąć zanim będziemy mogli używać świecznika, bez ryzyka jej starcia.







Po zaschnięciu jest to już trwały efekt. Oczywiście do pierwszego kontaktu z wodą, ale to z kolei jest dla mnie dużym atutem tej metody. kiedy zima się skończy i będę potrzebowała nowych dekoracji, szklaneczkę wystarczy umyć i jest gotowa do następnych eksperymentów.




We wszystkich malowanych technikach możemy się dowolnie bawić, dodając do podstawowej metody różne kształty. Wystarczy na przykład ponaklejać na szklaneczkę wycięte z taśmy samoprzylepnej kształty - gwiazdki, serduszka, kropki, czy cokolwiek wpadnie Wam do głowy i po wyschnięciu farby czy pasty po prostu delikatnie ją usunąć. Inną metodę pokazuję poniżej.




Do dna szklaneczki przymocowałam taśmą koniec sznurka i szklankę owinęłam nim na "chybił trafił".




Po zamocowaniu drugiego końca nałożyłam pastę do zębów w standardowy sposób i odczekałam, aż pasta zastygnie i ostrożnie usunęłam sznureczek




Efekt jest bardzo oryginalny i to w tak prosty sposób.


Zachęcam do zabawy i kreowania własnych dzieł sztuki. Z pewnością, gdy udekorujecie stół takimi własnoręcznie wykonanymi ozdobami, przykuje on uwagę gości i wzbudzi w nich podziw do Waszych zdolności.

Powodzenia!